piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział 3

Melanie
Upadłam na ziemię, przed oczami miałam tysiące czarnych plamek a ramię bolało mnie niemiłosiernie. Pierwsza myśl? Co tu się do cholery dzieje?! No dobra bez tej "cholery" bo damy w końcu nie przeklinają, ale mniejsza z tym. Dlaczego czułam się jakbym miała zaraz wyzionąć ducha?! Co mi jest?! Przecież oberwałam tylko w ramię!

Natalie

Mogłabym się z wami założyć o tysiąc dolców, że czegoś TAKIEGO w życiu nie widzieliście. Słowin miała ostre jak brzytwa kły i szpony i węże zamiast włosów (i głowę dałabym sobie uciąć, że nie były to słodkie wężyki tylko jadowite bestie) a by było jeszcze zabawniej z jej pleców wyrastały postrzępione czarne skrzydła. Jednakże mimo wszystko nie wyglądała gorzej niż w zwykłej postaci.

Alex 

Kiedy Melanie upadła ta psychopatka zamachnęła się na mnie i Natalie tymi swoimi pazurami, w ostatniej chwili udało nam się zrobić unik. Cóż... Byłyśmy zupełnie bezbronne... I gdzie teraz do cholery podziali się Mike i Vici?! Jeszcze przed chwilą planowali zabić dziwaczkę a teraz gdzieś wyparowali! Zaczęłam się czołgać w kierunku Melanie, ale Słowin złapała mnie za nogę.
- Dokąd to? - jej głos był... okropny, tak to idealne określenie. Przywodził mi na myśl skrzypienie nienaoliwionych drzwi lub uderzenie blachy o ziemię... Tak czy siak był to dźwięk nie do zniesienia...
- Zostaw ją! - sama już nie wiem czy nazwać to odwagą czy czystą głupotą, ale Natalie wskoczyła temu czemuś na plecy! Bestia puściła moja nogę. Zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do Melanii. Jednak akt odwagi brązowowłosej dziewczyny nie dał mi za dużo czasu. Słowin jednym ruchem "przepięknych skrzydełek" zwaliła ją z pleców. Szybko złapałam Melanie za nogi i zaczęłam ją ciągnąć w stronę głównego korytarza, o dziwo szkoła była zupełnie pusta. Nic, zero uczniów, zero nauczycieli tylko ja, Natalie, nieprzytomna Melanie i Słowin. Usłyszałam za sobą krzyk Natalie po którym zapadła zupełna cisza...
- Przepraszam Mel, ale muszę jej pomóc... -  wepchnęłam ją do kantorka woźnego i pobiegłam pod salę biologiczną. 
Natalie leżała na ziemi w kałuży krwi a nad nią pochylał się ten wredny babsztyl. 
- Ty! Brzydoto! Tu jestem! - wydarłam się. Czarne ślepia potwora zwróciły się prosto na mnie. Czułam jak po moich plecach spływa zimny pot gdy Słowin podniosła się i wolnym krokiem ruszyła w moją stronę, tak jakby była pewna swojej wygranej... I właśnie wtedy NAPRAWDĘ się wkurzyłam, zacisnęłam ręce w pięści a moje oczy zrobiły się czarne jak węgiel. 
- Co! Jesteś taka pewna siebie! - warknęłam. - Jeszcze zobaczymy!
Rzuciłam się biegiem w stronę stołówki a w mojej głowie zaczął się układać plan godny szaleńca...