piątek, 4 września 2015

Rozdział 4

Alex 
Stałam na jednym z stołów w stołówce uzbrojona tylko w miotłę która stała przy wejściu do jadalni. Odliczałam w myślach do stu by się uspokoić jednocześnie licząc kroki Słowin. W drzwiach pojawiła się przerażająca, czarna sylwetka.
- Tu się ukryłaś - powiedziała.
- Ukryłam? - uśmiechnęłam się szeroko. - Dlaczego miałbym ukrywać się przed tak uroczym stworzeniem? - czy ja naprawdę to powiedziałam?
- Uroczym? - warknęła. - Ja ci dam urocze! - no i oczywiście się na mnie rzuciła...
Zrobiłam unik i pobiegłam w stronę kuchni. Gdy tylko otworzyłam drzwi przeżyłam szok, w środku znajdowały się ciała wszystkich uczniów i nauczycieli... Chyba byli żywi, ale to troszkę komplikowało mój plan...

Natalie
Czułam się tak jakby całe moje ciało właśnie zostało rozerwane na części. Wiedziałam, że powoli zaczynam umierać... Szkoda myślałam, że dożyje szesnastki... Jak gdyby przez mgłę słyszałam krzyki Alex... Nie były to jednak krzyki bólu ani rozpaczy, raczej coś w rodzaju okrzyku bojowego. Nagle poczułam, że ktoś lekko unosi moją głowę a w ustach czułam smak moich ulubionych babeczek czekoladowych które robiła mi babcia gdy byłam mała. Moje zmysły zaczęły się powoli wyostrzać, podniosłam rękę i dotknęłam nią brzucha, po chwili jęknęłam cicho.
- Nie ruszaj się - usłyszałam nieznany mi męski głos. - Nadal jesteś za słaba...
Uchyliłam lekko powieki. Nade mną stał chłopak o  blond włosach i błyszczących niebieskich oczach.
- Kim jesteś? - jęknęłam.
- Ciszej - syknął. - Chyba nie chcesz by wróciła.
- Kim jesteś? - powtórzyłam ciszej.
- To nie istotne - rzekł.
- Chyba jednak tak - powiedziałam a on wywrócił oczami.
- Później ci powiem...

Alex
Pamiętacie jak pisałam, że te ciała w kuchni komplikują trochę mój plan? Myliłam się, one  BARDZO komplikują mój plan... No bo wiecie w tamtym pomieszczeniu było troszkę ostrych rzeczy a raczej nie będę deptać ciał moich jakże kochanych nauczycieli... Ale oczywiście stwierdziłam, że i tak postaram się przedostać na drugą stronę kupy ciał. Starałam się nikogo nie zdeptać, oczywiście poszło to na moją niekorzyść... Potknęłam się wywinęłam orła i wylądowałam na Miku. Kiedy starałam się podnieść Słowin stanęła w drzwiach kuchni i się na mnie rzuciła, znowu... Instynktownie zasłoniłam głowę rękami, ale nic się nie stało, po chwili usłyszałam głośne bum. Odsłoniłam twarz by zobaczyć co się dzieje. Słowin leżała na ziemi poza kuchnią a nad nią stał wysoki chłopak ubrany w pomarańczową bluzkę. Jego włosy miały nietypowy srebrny kolor, niestety nie widziałam jego twarzy... W rękach trzymał długi miecz, zamachnął się i odciął historyczce głowę, lecz nie poleciała krew ani nic w tym stylu... Ona po prostu rozpadła się w złoty pył...